Przerzucałem wzrok z drzwi do mojego mieszkania, na drzwi do mieszkania Vanessy.
- To mnie - odparłem, wkładając klucze do zamka i otwierając drzwi.
Niemal od razu, Molly przybiegła nas przywitać. Otarła się o moje nogi, a gdy tylko ją pogłaskałem, odeszła ode mnie i podeszła do Van. Suczka oparła się o dziewczynę, domagając się dużej ilości pieszczot.
Gdy Van poddała się urokowi mojej suczki, ja udałem się do kuchni w celu zrobienia nam gorącej czekolady na rozgrzanie. Muszę przyznać, że trochę zmarzłem w drodze powrotnej, ale cieszę się, że Van nie musiała być na moim miejscu.
- Lukey? - usłyszałem głos dziewczyny, dobiegający z korytarza.
- W kuchni! - krzyknąłem z cichym śmiechem.
„Lukey?”, „W kuchni!” - jak to śmiesznie zabrzmiało. Tak, tak, ja i moje dziecinne poczucie humoru.
Po chwili w pomieszczeniu pojawiła się Vanessa. Nadal była w mojej, o wiele za dużej na nią, bluzie. Uśmiechnąłem się na jej widok. Tak uroczo wyglądała. Lecz po chwili uśmiech lekko zbladł, gdy szatynka pozbyła się mojej własności i zawiesiła ją na krześle.
- Co robisz? - spytała, podchodząc do mnie i kładąc swoją drobną dłoń na moim ramieniu.
- Gorącą czekoladę - uśmiechnąłem się, pokazując szereg białych zębów. - Ile chcesz pianek?
[Van? :3]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz