Szliśmy w stronę naszej ulicy szybkim krokiem, a przynajmniej do czasu gdy Lukey nie objął mnie ramieniem. Nie wiem czemu zwolniłam, chyba po prostu czułam się dobrze będąc tak blisko niego. Nagle szybki powrót do domu i ucieczka przed chłodem przestały być ważne. I tylko szkoda mi było chłopaka, bo choć tego nie okazywał to wiedziałam, że jest mu zimno.
Popatrzyłam na niego. Odwrócił głowę w moją stronę. Ech...czy tylko ja uważałam, że ma takie piękne oczy? Błękitne, zupełnie jak woda w której spędziliśmy tyle czasu na dobrej zabawie. Surfing, napoje, spacer no i wrzucanie się nawzajem do wody. Dopiero teraz zauważyłam jak te chwile z Hemmo były dla mnie ważne. Uwielbiałam spędzać z nim czas, patrzeć na niego, śmiać się razem z nim....właściwie to chyba zaczęłam jeszcze bardziej się w nim zakochiwać.
Podobał mi się, tylko....czy ja jemu też? To pytanie dręczyło mnie właściwie odkąd pierwszy raz się z nim spotkałam. W sumie chyba lubił spędzać ze mną czas, w barze cieszył się gdy zostaliśmy sami, a teraz... Teraz szłam obok niego zastanawiając się nad tym czy jestem dla niego kimś więcej niż kumpelą?
Wprawdzie obiecałam sobie, że będę się powstrzymywać z okazywaniem tych uczuć Luke'owi jednak nie wytrzymałam. Oparłam głowę o jego ramię ciesząc się, że nie cofną ręki.
W końcu doszliśmy do budynku i weszliśmy po schodach. Stojąc na klatce pomiędzy dwoma mieszkaniami spytałam:
- Do kogo idziemy?
Lukey?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz