Zapadła chwilowa cisza. Wpatrywałem się jakiś czas w Różę, po czym wydusiłem parę słów.
- Więc, masz szansę. Lecz żeby to spóźnienie było ostatni raz.- w oczach dziewczyny zauważyłem radość. Ech, po co się tak cieszy? Przecież i tak ją później wyleję, jeżeli coś spaprze.
- Aaa, mogłabym tak... Prosić o... Podwyżkę?- rzuciła, robiąc słodkie oczka.
- Że co?- spytałem. Jestem szczodry, ale żeby tak od razu!?- Słuchaj, popracujesz tu tydzień, to zobaczymy. Ale nie licz na to, że ci dam nie wiadomo ile.
- Ale ja mam sześć gęb do wykarmienia!
- Ja prawie sto tygodniowo! Też potrzebuję pieniędzy, tak?- warknąłem, po chwili jednak emocje opadły.- Mówiłem, zobaczymy, jak będziesz pracować.- dodałem, podsuwając Róży stertę papierków pod nos.
- Co to?- burknęła, przeglądając dokumenty.
- Umowa.
- D-dostałam tą pracę?- spytała zdziwiona.
- Na obecną chwilę-tak.- odpowiedziałem z tajemniczym uśmieszkiem na mordzie.
- Naprawdę!? D-Dziękuję!- wrzasnęła uradowana na całą restaurację.
- Tristan, wszystko okej?- odezwał się znajomy mi głos. To Emy, wyjrzała zza drzwi do kuchni.- Pamiętasz, że otwieramy za pół godziny? I kto to?
- Nowa pomagierka. Idź oprowadź ją po Reo, jak skończy podpisywać, jasne?- Emy przytaknęła.- A ja uciekam do domu. Muszę znaleźć Alekay'a. Na którą jutro przyjść?
- Zaraz sprawdzę.- zniknęła za ladą. Po chwili ponownie pojawiła się z kartką w ręku.- Dzisiaj wtorek... 7:30.- uśmiechnęła się i uciekła z powrotem do kuchni.
- Dobrze. Zatem, do jutra!- pożegnałem się i wstałem od stolika.- Znasz mój numer, to zadzwonisz jakby co.- puściłem do niej "oczko" i ruszyłem w kierunku wyjścia. Róża się nie odezwała, patrzyła tylko za mną. Pchnąłem lekko drzwi od restauracji i wyszedłem na zewnątrz. Wsiadłem na Hondę i odjechałem do domu.
~10:30~
- Aaaleeek, wróciłeeem!- krzyknąłem na cały dom, zatrzaskując drzwi. Rzuciłem wszystko w kąt, zrzuciłem z siebie płaszcz o buty.
Gad wypełzł spod komody. Wziąłem go na ramię.
- Dlaczego musisz się tak chować?- podrapałem go pod bródką i powolnym krokiem poszedłem do salonu. Włączyłem telewizor i skakałem po kanałach, szukając czegoś ciekawego. Niestety nic takiego nie było. W pewnym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi.
- Dopiero wróciłem a oni znowu czegoś chcą...- mruknąłem pod nosem i mimowolnie wstałem z kanapy. Zapomniałem, że mam jaszczura na ramieniu.
Spojrzałem przez to takie kółko, co widzi się przez nie ludzi. Zawsze zapominam jak się to nazywa...
Cholera, obraz jest rozmazany! Ach, jednak muszę otworzyć te kurewskie drzwi... Poluzowałem zamek i złapałem za klamkę. Kiedy je otworzyłem, moim oczom ukazała się kobieta.
- Młodzieńcze, wiesz, do kogo należy ten pies?- w progu stała pani Bykow, rosyjska seniorka. Mieszkała tuż koło mnie. Pokazywała na jakiegoś rasowego psa. Nie wiem, jaka rasa, nie interesuję się tym.
- Skąd pewność że mam wiedzieć?
- Mieszka tu dłużej od mnie! Poza tym, jest tutaj na obroża napisane Roosvelta 4, więc to tutaj!- skrzeczała. Lubiłem ją, lecz miała strasznie piskliwy głos...
- Nie wiem kogo to... Pani Bykow.
- To mój pies!- krzyknął ktoś z dolnego korytarza. Kiedy obcy wszedł na piętro, znieruchomiałem. Róża.
- Więc zabieraj tego kundla, bo mi koty straszy!- syknęła Rosjanka i odeszła do swojego mieszkania.
- Przepraszam!- zawołała jeszcze Róża, biorąc psa na ręce.
- Mieszkasz tutaj?- spytałem, lustrując ją wzrokiem.
- Tak!- odpowiedziała, głaszcząc psinę.
Róża? Brakus wenus ._.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz