Chłopaki się rozeszli, wymyślając jakieś wymówki. Zostaliśmy tylko ja i Tai, wolałem zostać, kto wie czy nie słucham tej opowieści ostatni raz. [...] Nagle przerwał mu głos dostawcy, przeprosiłem i podszedłem do niego. Wypełniłem jakiś kwitek i rozpakowaliśmy nowe opony, po czym zaczęliśmy je układać. Stałem na chwiejnej drabinie którą trzymał Marek. Wieczne dziecko, nie zbyt mu ufałem. Miałem złe przeczucia.... moje obawy się spełniły, gdy układałem wielosezonówki do małych aut, gdy ten nagle przesunął drabinę, a ja zleciałem na plecy z hukiem.
- Zabiję cię! - krzyknąłem i jęknąłem z bólu, chłopak nie mógł się opanować, cały czas się śmiał.
Taiga?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz