Nie wiem dlaczego złapałem ją za rękę. Ja... em... to się działo pod wpływem impulsu... Nie myślałem nad tym co robię.
Człeku! Weź no w końcu przyznaj, że dziewczyna ci się podoba! - krzyknął głosik w mojej głowie, na co ja westchnąłem. Moja podświadomość ma rację. Vanessa mi się podoba, cholernie podoba. I mam gdzieś to, że znamy się od wczoraj. Tak kurewsko sensownie wygląda w tych szortach i bokserce, a rozpuszczone włosy spływające kaskadami po jej ramionach i zielone oczy sprawiają, że dziewczyna jest jeszcze bardziej urocza i sprawia, że w moim brzuchu pojawiają się miliony małych motylków, błagających o wyjście. Kurwa, czy ja się zakochałem? Przecież ja ją znam tylko jeden dzień, dobra, z dzisiejszym dwa. Ale przecież są takie osoby, które zakochują się od pierwszego ujrzenia drugiej osoby... Cholera, zakochałem się.
Ale uważam, że jest za wcześnie na wyznanie uczuć, tym bardziej, że ona moich uczuć na sto procent nie odwzajemnia. Na razie zatrzymam to dla siebie i powiem jej, że ją kocham, kiedy uznam, że ona mnie też. Co, nie oszukujmy się, nie nastąpi. Okey, może i jestem przystojny, ale w całym swoim dziewiętnastoletnim życiu, byłem w związku tylko raz. Ja byłem szaleńczo zakochany w dziewczynie o imieniu Amber, byliśmy razem, ale zostawiła mnie mówiąc do mnie wprost:
„Słuchaj, Hemmo. Nie bądź na mnie zły, ale to wszystko, co myślałeś, że jest na poważnie... nie było takie. Nie chciałam być po prostu sama, a teraz spotkałam faceta swojego życia. I nie, nie mam wyrzutów sumienia, że mówię ci to tak wprost. Nie zobaczysz mnie już więcej. Nie będę tęsknić."
Okazała się być wredną suką, która kochała bawić się uczuciami innych, nie mając własnych. Więc na razie postaram się stłumić swoje uczucia do Van i powiem jej to, gdy będę gotowy. Nie wiem kiedy. Za kilka dni, za miesiąc, dwa, za rok. Nie mam pojęcia.
Weszliśmy do mojego mieszkania, gdzie od razu przywitało nas radosne szczekanie mojej borderki. Molly wybiegła z mojego pokoju, z wywalonym językiem na wierzch. Poślizgnęła się na panelach przy zakręcie i rozpędzona wpadła w komodę na korytarzu. Zaskomlała cicho, ale nie przejmowała się bólem i dalej do nas biegła. Zaśmiałem się razem z Vanessą, której dłoń musiałem puścić, by złapać Molly, która wskoczyła w moje objęcia.
- Słodka - rozczuliła się Van, głaskając suczkę, która lizała szatynkę po ręce. Prychnąłem, na co pies próbował ugryźć mnie w ucho. Zaśmiałem się.
- Mam dziś ochotę na surfing - powiedziałem, wchodząc do mieszkania głębiej i odwracając się do Vanessy, idącej za mną. Odłożyłem psa na ziemię. - Idziesz ze mną? - uśmiechnąłem się i gdy zauważyłem, że dziewczyna się zastanawia, dołączyłem proszącą minę i złożone dłonie, tak jak do modlitwy. Van się zaśmiała.
- Jasne, że idę - uśmiechnęła się, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów.
- Juhu! - krzyknąłem, wyrzucając ręce w górę, na co Vanessa (po raz kolejny z mojego powodu) wybuchła śmiechem.
Poszedłem do pokoju i wyjąłem z szafki portwel. Zabrałem parę dolarów, by wyporzyczyć deski. Następnie ubrałem się w swój kombinezon, a na niego założyłem spodenki i bluzkę.
- Masz swój kombinezon? - krzyknąłem, przeczesując grzebieniem włosy.
- Hm? - spytała, pukając do pokoju. Gdy powiedziałem, że może wejść, tak zrobiła. Powtórzyłem pytanie. - Nie mam.
- W takim razie trzeba będzie ci wypożyczyć - powiedziałem, przygryzając wargę w okolicy kolczyka. Dziewczyna zarumieniła się na ten gest i odwróciła speszona wzrok.
- Po co? - spytała.
- Chyba nie myślałaś, że będę surfował sam - zaśmiałem się.
[Van? ^_^]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz