- Jeszcze! Jeszcze! Jeszcze!- to darcie ryja tych z parteru zaraz zwali mnie do grobu...- Dawaj drugą flachę!- dobra, Tri, uznaj, że to Alekay nauczył się mówić i zignoruj to.
Spojrzałem na zegarek. 6:10. Za wcześnie. O dziesięć godzin za wcześnie. Dlaczego ludzie o tej porze idą do baru i chleją co popadnie? Przecież jest środek tygodnia!
- Ja pierdzielę...- mruknąłem sam do siebie. Alek patrzył się na mnie, stojąc koło komórki.
Zwlokłem się z łóżka i zerknąłem na Alka. Jedną łapą dotykał telefon. Zwaliłem go z niej. Jaszczur spadł na podłogę z impektem. Wlazł pod biurko, sycząc coś pod nosem.
Wziąłem komórkę w dłoń. Cztery nieodebrane połączenia, jeden raz dzwonił Artie, trzy razy nieznany numer. Czego oni chcą, tak mnie budzić wcześnie? Achm... Zadzwoniłem do tego nieznajomego.
- H-Halo? Kto mówi?...- odezwał się zaspany głos w słuchawce. Kobieta.
- Tristan M. Dobijałaś się do mnie.- odpowiedziałem, przecierając oczy. Wstałem z łóżka i powlokłem swoje cielsko do kuchni.
- A, a no tak. Ja w sprawie ogłoszenia do pracy...- a, o kasę chodzi, tak?
- Czemu tak wcześnie? Przecież się nie pali.
- To wielogwiazdkowa restauracja. Poza tym, wypłata...- wyjąłem patelnię z szafki i położyłem ją na kuchenkę. Odsłoniłem rolety i wyciągnąłem z lodówki parę jajek i masło. Wszystko poszło na patelnię. Oczywiście bez skorupek.
- No oczywiście. Kasa. Okej, spotkamy się w restauracji o siódmej.- powiedziałem i zakończyłem rozmowę. Rzuciłem telefon gdzieś w kąt i zająłem się jajkami. Dosypałem pieprzu, soli, trochę szynki pokrojonej i zostawiłem na małym ogniu.
- Teraz trzeba znaleźć Alka...- mruknąłem sam do siebie. Zajrzałem pod każdy mebel, ale nigdzie go nie było. Straciłem na tym dziesięć minut! Jak go złapię za jaja i powie... Zaraz. Jaja!
W jednym kapciu pobiegłem uratować moje śniadanie. Ale się fajczyło! Zanim dobiegłem do patelni po jajkach i szynce został czarny proszek. Wyłączyłem gaz i przeklnąłem cicho pod nosem.
Wywaliłem patelnię do zlewu i szurając kapciem po podłodze skierowałem się do pokoju, żeby się w końcu w coś ubrać. Chodzenie w samych bokserkach nie jest przyzwoite...
~8:10~
- Cholera! Jestem spóźniony!- biegłem po schodach co chwila się wywracając. Trzymałem pod pachą wszystkie papiery, klucze od Reo i kluczyki od Hondy. Z hukiem odrzutowca wparowałem do baru, skupiając na sobie wszystkie spojrzenia. Za ladą stała moja znajoma, Lu.
- Hej Lucy! Powiedz tym pajacom, żeby się nie darli, bo Alekay narzeka, dobrze?- rzuciłem tylko i wyszedłem z budynku. Kiedy miałem skręcić do motoru przywaliłem w jakąś kobietę.
- Agh, uważaj jak leziesz!- syknąłem i wstałem powoli. Pięknie, nowa kurtka do wywalenia!
- Dobra dobra, nie wnerwiaj się...- odburknęła dziewczyna. Miała znajomy głos.
- Hej, czy to nie ty dzisiaj do mnie dzwoniłaś w sprawie ogłoszenia pracy w Reo?- spytałem łagodniej.
Róża?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz